Ten sen się powtarza i powtarza.
Mijają nocne - upiorne godziny.
A Święty rusza się na obrazku i wywija oczami jak szalony.
I krzyczy, krzyczy wprost do mnie !
Że będzie walczyć na śmierć i życie.
A ja biorę do ręki Krucyfix i też krzyczę.
I egzorcyzmuję Go, aby już nie straszył.
Takie to dziwne sny mam.
Często mnie nawiedzają.
Z upiorami odważnie w nich walczę.
Czy tylko te sny mnie odwiedzają?
Rodzina Danieli była bardzo mieszana religijnie. Mama Iga - była katoliczką. Tata - Stanely Werowsky - był kalwinistą. Brat - też psychoanalityk zza Wielkiej Wody - był osobą poszukującą. Bo w swej pracy psychologiczno - pedagogicznej zderzał się z rzeczami, na które mógł być nie przygotowany. Rodzina w rozsypce. Ale tu - w Werowie - Daniela w swym dworku na wzgórzu, czuła się jak ryba w wodzie. Kochała lato deszczowe i mgliste. W Mieście Wapieni pozostawiła bliższą i dalszą Rodzinę. Środa była dla niej czasem refleksji.
Witaj Jarku! Podoba mi się, że w utwór literacki wplotłeś wiersz. Dużo jest tu też Ciebie. Jest to tym bardziej interesujące, bo takie bliskie życia. Piszemy swoją historie, przekazując w nich pewne wartości, myśli i obawy, a czasem też coś więcej... w jedyny i niepowtarzalny sposób. Tak trzymaj. Powodzenia!
OdpowiedzUsuńSerdeczne pozdrowienia wieczorne :)
Dziękuję za odwiedziny Lutanko, i za tak krzepiący komentarz !
OdpowiedzUsuń