Noc Demoniczna.

 Jest początek lipca dwutysięcznego roku. Daniela wzięła bezpłatny urlop, by dojść do siebie po przebojach, jakie zgotował jej szef w korporacji i  - inni koledzy i koleżanki. Parne, deszczowe i mgliste lato, gdzie owady od gruntownie czyszczonego Dworku Na Wzgórzu dosłownie uciekały. Pojawiały się tylko muszki owocówki - zwiastowały one zazwyczaj dobre wiadomości dla Danieli. Daniela zawzięcie pisała swój pamiętnik - nieustannie od czasu, gdy znalazła się w terapii u Aarona. Wszystko z iście niemiecką precyzją. Niebieskie seicento odpoczywało, zaś Daniela - wprawny kierowca - postanawiała robić wszystko sama. W środy głównie smażyła naleśniki z serem. Dalej była pod ogromnym wrażeniem niespotykanego posłańca sprzed roku. Nie spodziewała się, że...był to Anioł. Położył książki w progu wielkomiejskiego mieszkania i mrugnął do niej : "Tak Daniela, dasz radę". A było to po możliwym zwolnieniu z pracy, bezrobociu, - oraz zerwanej psychoterapii u tajemniczego Aarona. Sto sesji "psychoanalizy bez kozetki" - kto by to wytrzymał? Jednak teraz, gdy została sama, z Kocurem i Kajtkiem, z Zielarką u boku, i piękną, wręcz nieskażoną niczym dziką przyrodą - Daniela odżywała, chociaż cały czas chudła. Takie było bowiem jej życie - przeżywała krótkotrwałe paranoje, a swój stan emocjonalny bardzo często w pamiętniku określała jako sinusoidę. Umysłem ścisłym nie była, jednak - jej nauczyciele matematyki twierdzili - na korepetycjach, że ma potencjał do studiowania prawa. Prawo jej jednak nie interesowało. Rano biegała, potem sprzątała. Nie bała się już - jak w dzieciństwie - burz, teraz czerpała z nich siłę, niczym wampir energetyczny. Zbliżała się Pełnia. W Kraju Lessów, gdzie powietrze polarnomorskie ścierało się z powietrzem zwrotnikowym - zdarzały się wiosny niezwykle upalne, jak ta, w dwutysięcznym roku. Ceglasta komórka milczała. Dzień był całkiem parny. Daniela tego dnia wstała wcześnie, by poobserwować nocne, ciemne jeszcze niebo. Zbliżał się wschód Słońca. Bardzo energetyczny dla niej. Włączyła lokalne radio i nadsłuchiwała prognozy pogody. Przepowiadacze wieszczyli pod wieczór w Kraju Lessów silne burze. Był mglisty poranek w dolinie Nowej Rzeki. Daniela pospiesznie zamknęła drzwi i okiennice. I cały czas ....myślała o Aniele. O drobnym mężczyźnie jej wzrostu, który bez windy wszedł na szóste piętro. Nadała mu imię ... Marek. Latem jednak książek nie zamawiała, miała multum innych, po przodkach i z niezbyt odległej biblioteki. Ale nadchodziły burze. Trakt wiodący na Cmentarz Cholerny - zaczynał się tuż za dworkiem. Była to już droga polna. Wzmagał się wicher. Unosił tumany kurzu. Miejscowe legendy mawiały czasem o "Południcach". Często w dzieciństwie straszono okoliczne dzieci tymi właśnie "demonicznymi stworzeniami". Zboże powoli dojrzewało. Dzień upłynął szybko. Około dwudziestej, pod zachód Słońca, od wschodu zaczęły się wypiętrzać cumulonimbusy. Słychać było lekkie pogrzmiewania. Daniela kochała takie noce, nazywała je "demonicznymi". Około dwudziestej drugiej epicentrum burzy nadciągnęło nad Werów. Zaczęło lać, zaś przy kominku Daniela wspominała swoje pierwsze, nastoletnie próby literackie. "Noc Demoniczna" . Zdarza się raz na jakiś czas, gdy Niebo z Ziemią toczą z sobą nieustanną walkę. Gdzie bogowie i boginki, tańczą w deszczu i burzy. Być może to ślady pierwotnych wierzeń miejscowych? Daniela przyznawała w dzienniku, że "czyta z krajobrazu". Rok dwutysięczny bowiem to tryumf ponowoczesności. Grzmiało i padałom całe osiem godzin. Całą noc. Kajtek Znajda i Kocur leżeli w salonie. A obraz Adelajdy Pent - nieco barokowy, jak ten dzień miniony i kończąca się noc - przypominał obraz barokowy. Gdzie postacie tańczą, ale tuż za widnokręgiem czekać może niebezpieczeństwo.

Zielarka - przyjaciółka Danieli.

 Zielarka była wioskową dziwaczką. Urodziła się pewnej mroźnej, grudniowej nocy 1920 roku. Rodzicom wiodło się dość dobrze - byli bowiem zaradnymi rolnikami. Zielarka nosiła na imię Helena - takie bowiem nadano jej na chrzcie. Od najmłodszych lat pasjonowała się roślinami - zbierała je, suszyła i wieszała nad piecem w domku w Dolinie Nowej rzeki. Z familią Werowskich łączyła ją od najmłodszych lat silna nić sympatii. Kiedy dorosła, zaczęła marzyć o studiach biologicznych bądź farmaceutycznych. Jednak nadszedł pierwszy września 1939 roku, Kraj Lessów znów stanął w płomieniach. Miała swoją wioskową miłość - był to chłopiec pochodzenia żydowskiego - Aaron. Często spotykali się ukradkiem , przed oczami wścibskich na werowskich łąkach. Jednak w 1941 roku mieszkańcy Werowa wydali go Niemcom - od tej pory Helena przestała się do wszystkich odzywać. Mieszkańcy bowiem zauważyli, że Aaron wraz z rodziną w piątki o zachodzie Słońca zapalał świece szabasowe. A plany studiów Heleny wtedy spłonęły na panewce. Oddała się ciężkiej pracy na roli i studiowaniu zielników. Dostała więc od tubylców "łatkę" - "Zielarka". Poprzysięgła nigdy nie wychodzić za mąż. W 2000 roku, gdy Daniela Werowska zjechała do gniazda rodowego - Zielarka Helena liczyła już sobie 80 lat. Z nikim praktycznie nie utrzymywała kontaktów - jedynie zwracała uwagę na Danielę. Szczupłą, kruchą szatynkę o piwnych oczach. Daniela pamiętała swą sąsiadkę jeszcze z czasów dzieciństwa - kiedy to ratowała co niektórych sąsiadów ziołami, gdy tradycyjna medycyna zawodziła. Czas Zielarki Heleny na tym świecie dobiegał powoli końca - zdawała sobie z tego sprawę. Zaintrygowała ją Daniela. Samotna, w wielkim domu, z niebieskim seicentem i olbrzymim Kocurem i małym kundelkiem. Drogi obydwóch pań wkrótce się skrzyżują. Daniela będzie zapraszać na kawę i herbatę swą tajemniczą sąsiadkę o zachodzie Słońca coraz częściej.

Dobra wiadomość dla Czytelników Danieli ;-) .

  źródło zdjęcia:-> Redro.PL   Czas biegnie nieubłaganie. Pisanie od roku 2000 "Wielkiego Oczekiwania" powoli dobiega końca. W...