Nowie we Dworku na Wzgórzu.

 Daniela przebudziła się przed szóstą. Nalała mleka Kocurowi i wypuściła Znajdę Kajtka przed Dworek. Szybkim truchtem udała się do wioskowego sklepu po mleko i chleb. Główną arterią Werowa jechała cicho karetka. Dla Danieli Nowie Miesiączka były wielkim świętem. W czasie ich trwania nie robiła nic, poza spaniem. Nie dzwoniła do nikogo, nie sprzątała. Ale i tak zawsze miała świetnie wyczyszczony Dworek. Uwielbiała patrzeć przez przeciwsłoneczne okulary na eklipsę. Tego dnia , przed Nowiem - także ją widziała. Po powrocie ze sklepu Daniela zabrała się za podręcznik do nauki języków obcych oraz lekturę Noblistów. Nów był zawsze wielkim świętem.

Reminiscencje. Pracowity Piątek

 Daniela jak zawsze wstała wcześnie. Jak wspomnieliśmy - była rannym ptaszkiem. Miała bardzo dobrą pamięć, niemal fotograficzną. W piątki zwykle jadała mięso, a na deser szarlotkę. Wciąż przeżywała swoją samotną wyprawę na Cmentarz w Miasteczku, która miała miejsce dwa miesiące temu. Postanowiła wybrać  się samotnie spacerem. Nowe seicento odpoczywało. Do Cmentarza z Werowa miała raptem dwa kilometry. Ale zawsze na każde wyjście - musiała być przygotowana. Wyruszyła szybkim, żwawym krokiem. W pobliskim sklepie zakupiła znicze, zapalarkę i skierowała się do nekropolii. Zdążyła przed pogrzebem Nieznajomych. Kiedyś pisywała Cmentarne Nowele. Ale teraz, w środku lata odpoczywała. Na Cmentarzu zazwyczaj spotykała kogoś znajomego. Uzbrojona w wiadro, motykę i wodę do mycia nagrobków - poszła w górę Grzebalnika. Miała do oczyszczenia trzy groby: siostry ś.p. Babci Heleny - ofiary obozu w Dachau - oraz grób prababki i pradziadka. Nie była tutaj dwa miesiące ! Spędziła na Cmentarzu blisko dwie godziny. Po uprzątnięciu grobowców i po krótkich modlitwach udała się z powrotem do Werowa, do Dworku na Wzgórzu. Kocur wygrzewał się na tarasie, zaś Kajtek Znajda biegał po okolicy. Sprawdziła ceglastą komórkę - było jedno połączenie od Mamy Iggi. Daniela zaraz oddzwoniła.

- Gdzie byłaś Córeczko? Niepokoiłam się ! Dzwonię i dzwonię. I pamiętam czasy, gdy z jednej ulicy łatwiej było dodzwonić się do Paryża niż do Sąsiadów.

- Mamo, byłam na Cmentarzu. Wysprzątałam trzy grobowce. Aktywność fizyczną mam zalecaną.

- A nie skaleczyłaś się?

- Nie, nie, wszystko robiłam powoli.

- A co u Pani Porządnickiej?

 - Dałam jej wolne. Dworek lśni w piątki zawsze tak, że można jeść z podłogi.

- A jak zdrowie? Fizyczne i mentalne?

- Terapię zerwałam, zaś fizycznie czuję się jak nowonarodzona boginka.

- To dobrze. A praca w Mieście Wapieni?

- Rzuciłam. Będę jednak utrzymywać się z pisania. Być może z renowacji nagrobków.

To dobrze. My, tutaj - za Wielką Wodą martwimy się o Ciebie. Dalsza krewna wciąż się za Ciebie modli.

- Tak, ale ja jestem kalwinistką. Chrześcijanką Reformowaną. Noszę ten medalik od Ciebie, który ma chronić. Jest święcony.

- Masz przede wszystkim dbać o siebie. Mniej  kawy, więcej rozrywki. - Rzekła Igga.

- Kawy uwielbiam, ale lurowate.

 - To dobrze. Dbaj o siebie dziecinko, dbaj.

- Mamuś, muszę kończyć. Idę pod prysznic. 

- Dobrze Danielo. Pamiętaj - masz dbać o siebie. 

Daniela wracając z nekropolii piechotą natrafiała na same samochody dostawcze.

Piątkowe wieczory były dniem odpoczynku.

Z pamiętnika Danieli Werowskiej - 15.VIII 2000 roku.

 Czekam z utęsknieniem na zimę, na jesień. Z rannego ptaszka przeistoczyłam się w nocnego Marka. Schodziłam dziś ze strychu trzy razy na obchód wioski. Do głównej arterii, którą pędzą zazwyczaj karetki, radiowozy i wozy strażackie.Tęsknię za rodziną, która została za Wielką Wodą. Ojciec Stanley Werowsky - pilot samolotów. Mama Igga - wykładowczyni wyższej uczelni, za Oceanem Pani Domu. I Brat Sylwester - psycholog, pedagog, coach. Werów latem jest przepiękny, ale przepiękny jest też jesienią i zimą. Zdecydowałam się odejść z pracy w korporacji. We wrześniu odbieram wyniki badań. Kocham burze, i lurowate kawy. Piętnasty sierpnia dwutysięcznego roku. Podkreślam ten dzień. Strasznie się wszystkim denerwuję. Te diagnozy : guzki, nerwice, syndrom stresu pourazowego. Pani Czyściocha ma wolne - Ja dbam o dworek. Na piersi noszę medalik. Ale na tematy religijne rzadko się wypowiadam - wszak jako kalwinistka i wierząca jednak w predestynację - okazuję szacunek miejscowym zwyczajom. Kocham koty, te domowe, ale też bezpańskie psy. Wiem, jestem strasznie chaotyczna. Włosy mam mocne, zaś słabe zęby. Kompleksów jednak pozbyłam się niedawno. Piszę do szuflady. Wypatruję zawsze zmroku. Przez swoje teleskopy i lornetki z tarasu dworku wypatruję swymi krótkowzrocznymi oczami spadających gwiazd. Mamy deszczowy lipiec dwutysięcznego roku, ale po deszczowych dniach przychodzi mgła w dolinie i piękne, krystaliczne niebo. Interesuję się lokalną historią. Sama gotuję tu, w Werowie, sama piorę. Praca w korporacji wyniszczyła mnie nerwowo. Fakt - wszędzie podpadałam szefom. Wszędzie., Taka już moja natura. Nawet w szkole średniej mawiano, że wszystkich nauczycieli potrafię wyprowadzić z równowagi. Kotów i psów w Werowie Ci u nas dostatek. Na siedemnastego sierpnia dwutysięcznego roku zaplanowałam porządki w Domku w Dolinie. Chyba jednak wierzę w reinkarnację...

Dobra wiadomość dla Czytelników Danieli ;-) .

  źródło zdjęcia:-> Redro.PL   Czas biegnie nieubłaganie. Pisanie od roku 2000 "Wielkiego Oczekiwania" powoli dobiega końca. W...