Wtorki we Dworku na Wzgórzu.

Daniela przebudziła się po spokojnym śnie o 7.00. Sprawdziła ceglastą komórkę, włączyła komputer. Zakrzywienia czasoprzestrzeni były na korzyść, więc wybrała się po nocnej obserwacji Miesiączka na obchód Werowa. Zakupiła chleb, w sklepie na końcu wioski, ukochaną kawę bezkofeinową, oraz dużo herbat ziołowych, mleka i jogurtów z borówkami - wszak była krótkowidzem. Wcześniej obrała ziemniaki - we wtorki zawsze gotowała żurek. Po powrocie, godzinnym niemal - zażyła swoje tabletki szczęścia. Dzwoniła koleżanka zza Wielkiej Wody, ale Daniela postanawiała nie oddzwaniać. Zabrała się za lekturę rewelacyjnych - "kapitalnych!" - książek o starożytnym Rzymie. Nakarmiła kocura Kiciusia. Nie mogła odgadnąć jego wieku. Noc była piękna, gwiaździsta. A dzień mglisty i zimny. Daniela dumnie walczyła ze swymi demonami z przeszłości. Miała dwa miesiące relaksu przed sobą. I oczekiwanie na wynik badań. Pani Czyściocha dostała wolne. Posprzątane bowiem we wtorek było tak - że z podłogi można było jeść. Daniela bowiem kochała sprzątanie.

PS. Zapraszam też na Imperium Lektur Blogspot - tam są też fragmenty innych, psychodelicznych opowieści.

Środy we Dworku Na Wzgórzu.

Daniela przebudziła się o 5.15. Zażyła tabletki szczęścia, zaparzyła multum kaw bezkofeinowych oraz słabe lurowate, i wyszła na pole. Wróciła dopiero o 7.10. Spacerowała - uwielbiała to. Ceglasta komórka milczała. Po dwugodzinnym spacerze załączyła swój komputer. Spisywała w nim swoje sny, oraz poezję. Niebo było tuż po nowiu. Doszła do głównej arterii Werowa, gdzie napotykała zazwyczaj karetki i radiowozy. Wróciła zrelaksowana z ulubioną kawą sypaną oraz rozpuszczalną. Środy były dniem odpoczynku. Wtedy Daniela odpoczywała po obserwacji nocnego rozgwieżdżonego Nieba. Pozdrawiała znajomych, pozdrawiała sąsiadów. Pani Porządnickiej dała urlop na czas nieokreślony. Sprzątała zaś w piątki. Była osobą mocno wierzącą. "Wiara czyni cuda" - to zawsze jej powtarzała prababcia Róża. Daniela wyłączyła telefon, wyłączyła komputer - i rozpoczynała środowy relaks, po nocnych obserwacjach oraz spacerze w świetle wschodzącego Słońca.

Letnie Wtorki na Nowiu Księżyca.

Daniela przebudziła się nad ranem i zażyła tabletki szczęścia.
Wystawiła śmieci przed dom i poszła do łóżka.
O szóstej dziesięć - było już widno - wybrała się ze swoim kocurem zwanym Kiciusiem  - na obchód wioski. Zabrała okulary przeciwsłoneczne, by obserwować Lipcowy Nów Księżyca. Doszła do głównej Drogi, łączącej Werów z Miastem Wapieni. Napotykała samych Dobrych Znajomych i Nieznajomych. Każdego nazywała Aniołem. Wróciła po dwudziestu minutach do domu, i zaparzyła mocnej melisy z miętą oraz bezkofeinowej kawy. Sprawdziła ceglastą komórkę - nikt nie dzwonił.
Wyszła na taras, by dzięki przypalonej szybce obserwować Lipcowy Nów Księżyca.
Zaobserwowała ukochaną Eklipsę ! Oraz olbrzymie halo wokół Słońca. Potem wzięła gorący prysznic i zabrała się za lekturę wspaniałej Lucy Maud Montgomery.

Niedziele we Dworku na Wzgórzu.

Daniela przebudziła się tuż przed świtem. Załączyła ceglastą komórkę, zażyła pigułki i wyszła na pole. Nikogo nie spotkała. Telefon milczał. Nikt nie dzwonił. Po obchodzie swojej wioski - zabrała się za czytanie pamiętników Adelajdy Pent - pierwszej kobiety w rodzie - Arianki. Adelajda Pisała po łacinie. Trzy lata lektoratu na filologii polskiej w Mieście Wapieni  - pozwoliły jej na czytanie ze zrozumieniem. W niedzielę zawsze gotowała sobie zupę pomidorową. Po spacerze zabierała się też za dzwonienie do Rodziny. Tym razem wybrała numer Mamy Igi.
- Mamo, to Ty?
- Tak Danielko.
- Co porabiasz?
- Zapomniałam, że w Kraju Wąwozów jest dzień, a za Wielką Wodą już noc.
- Wypiłam na śniadanie mleko. Mam słabe zęby i kości, więc mleka nie żałuję. Na obiad zupa pomidorowa. Zażyłam tabletki szczęścia i wyszłam na obchód wioski. Pustki.
- Nie zapominaj o sobie. Masz się oszczędzać. Co jeszcze robisz?
- Noc Mamo była piękna, gwiaździsta. Lubię kontemplować Księżyc i eklipsy słoneczne.
- Masz to po Stanley'u. Jesteś romantyczką Danielko.
- Tak, Mamo - Romantyczką.
- Odpoczywaj, będziemy w kontakcie.
- Pa Mamo, pozdrów wszystkich.
- Trzymaj się Danielka !
Lato dwutysięcznego roku było zimne i deszczowe. Takie Daniela kochała.
W Niedzielę zawsze tylko zupa i mleko.
Nabożeństwa oglądała w telewizji satelitarnej.

Stanley Werowski - Ojciec Danieli Werowskiej.

Stanley Werowsky wyemigrował za Wielką Wodę w 1998 roku, razem z żoną Igą i synem Sylwestrem. Mocny charakter ! Urodzony pod znakiem Bliźniąt, wesoły, rozgadany i towarzyski. Nad życie kochał swą żonę i dzieci. Zawsze wpajał Danieli porządne wartości. Z wykształcenia był oblatywaczem samolotów. W Starym Kraju zrobił licencję pilota boeingów. Iga była urzędniczką, zaś Sylwester psychologiem i pedagogiem, podobnie jak Daniela. Zamieszkali w Nowym Jorku. Daniela w 2000 roku zakupiła - jak już było mówione -  seicento oraz ceglastą komórkę za pieniądze, które zaoszczędziła w pracy w korporacji. Stanley - jak to Stanley - był ciekawski świata. Inżynier lotnik, troszkę też chemik - o emigracji za Wielką Wodę podjął decyzję w jednej chwili. Daniela jednak w przeciwieństwie do reszty familii niezbyt chętnie opuszczała Stary Kraj. Stanley był czasem surowy , a czasem beztroski. Dzięki Tacie, Daniela  - tam gdzie mogła, pomagała ludziom. Wielką uwagę dzięki Ojcu i Bratu  - przyglądała się snom. Stanley był prawdziwym twardzielem. Daniela panicznie bała się latania samolotami, zaliczyła tylko raz - lot helikopterem. W pobliżu Werowa było bowiem małe lotnisko. Zaś prababcia Danieli w czasie II Wojny Światowej zajmowała się alianckim krypto - lotniskiem. Tak więc wszystko, co związane z Niebiosami - cały czas przewijało się w jej snach  i tematach rozmów. "Stanley, och Stanley - twarda sztuka" - tak o papie naszej głównej bohaterki mówiła Pani Porządnicka.

Dalszy Ciąg Wielkiego Oczekiwania - Daniela już w Werowie.

W salonie Dworku na Wzgórzu znajdowała się galeria przodków protestanckiej Danieli Werowskiej. Obrazy nocami łypały oczami. Lepiej było nie zapalać lamp ! Wodziły za wzrokiem oglądaczy - jak na obrazie "Mona Liza". Daniela wróciła seicentem z niedzielnego, porannego nabożeństwa. Zaparzyła bezkofeinowej kawy a potem w oknie zapaliła słabego papierosa. Pastor Thadeus Thor miał dziś wyjątkowo dobry humor. Nawet będąc kalwinistą - można cieszyć się życiem. Po porannym spacerze nad łąkami - Daniela sięgnęła po ukochaną książkę z dzieciństwa - po serię "Emilka" Lucy Maud Montgomery. Przed przyjazdem do Werowa przeszła tak zwane ustawienia systemowe. A pomógł jej w tym jej Anioł Stróż - Marek. Ale wróćmy do Galerii . Najwyżej - nad wejściem do pokoju gościnnego - gdzie wychodziło się na przepiękny balkon - wisiał portet opisywanej już Adelajdy Pent. Tuż po lewej od wejścia - portret Samuela Werowskiego - który był prapradziadkiem Danieli i wróżył z gwiazd. Tak, był astromantą ! Inne portrety były nieznane Danieli. Często wycierała pajęczyny. Pani Porządnicka dostała urlop. Był akuratnie lipcowy nów Księżyca. Daniela wyjęła swoją ceglastą komórkę i zadzwoniła do Ojca zza Wielkiej Wody.
- Witaj Córa ! Co słychać? - odezwał się męskim, niskim, zachrypniętym głosem.
- Odpoczywam, Tatku, odpoczywam. U nas siermiężna mgła i widać eklipsę !
- A  u nas środek nocy. Mama Iga słodko śpi, twój braciszek ma urlop, i też już śpi. Kiedy odbierasz wyniki badań?
- Pierwszego września . To jeszcze dwa miesiące. Ale postanowiłam w Werowie się urządzić raczej na stałe. Zamierzam udzielać korepetycji.
- Bardzo dobrze Danielko!
- Pożegnałam się z Wielkim Miastem raz na zawsze.
- To dobrze - odparł Stanley Werowsky. Pamiętaj o sobie i coś jedz. Sama gotujesz?
- Tak Tatku, zupy warzywne.
- Może wreszcie znajdź sobie kogoś.
- Na razie nikogo nie potrzebuję.
- Ale pamiętasz słowa Adelajdy Pent? Lepiej pod byle jakim płotem niż w szczerym polu.
- Pamiętam.
-Tatku, odezwę się jutro, OK? Koty domagają się karmienia.
- Dobrze Córa. Jedz coś i wysypiaj się. Na nas zawsze możesz liczyć.
Daniela odłożyła ceglastą komórkę , sięgnęła po słabego elema i wypiła łyk kawy bezkofeinowej.


Ps. Ja wprawdzie palę elektroniczne, ale Daniela paliła "śmierdziuchy" jak smok !
Są pewne nieścisłości - ale będą usuwane na bieżąco.
Doradzono mi, bym nie wysyłał do wydawnictw, a zamieszczał odcinki.

Początek Wielkiego Oczekiwania. Prolog.

Nazywam się Daniela Werowska i mam 30 lat. Urodziłam się 19 maja 1970 roku w Wichrowym Mieście. Jestem pracownikiem korporacji. Z wykształcenia jestem filologiem. Cierpię na nerwicę i depresję. Uwielbiam sherry, kawę i papierosy. Po Kraju podróżuję swoim niebieskim seicentem. Kraj Lessów leży na południu Północnego Kraju. W Wielkim Mieście zostawiłam przyjaciół i rodzinę. Jestem protestantką. Jestem też potomkinią lokalnej szlachty.

Do Werowa przybyłam pierwszego lipca 2000 roku. Wiosna byłą niezwykle duszna i gorąca. Wzięłam dwa miesiące bezpłatnego urlopu, żyję już i tak na kredyt. Mam za sobą dwie próby samobójcze. Pierwszej dokonałam na studiach, połykając siedem tabletek Afobamu. Na szczęście wszystko zwymiotowałam. Drugiej próby dokonałam niedawno, nad Nową Rzeką, tnąc się. Na szczęście przeżyłam. Trafiłam do Pani Doktor i do bioenergoterapeuty. A to wszystko po nieudanej psychoterapii, zachęcona do niej przez mojego brata, który sam jest psychologiem. Rodzina moja , rodzice i brat zostali za Wielką Wodą. Jestem sama jak palec. Przeszłam też ustawienia systemowe. Z nich wynikało, że to Ja jestem kozłem ofiarnym.Trafiłam też do bioenergoterapeuty, który powiedział, że przeżyłam, bo mam mocnego Anioła Stróża. I że czeka mnie świetlista przyszłość. Jednak zalecił on poszukiwanie specjalisty, który trafi w lek.

Pani Doktor, do której trafiłam, rozpoznała zaburzenia lękowo – depresyjne. Dostałam Xanax i Seroxat. Jestem wrakiem człowieka. Nienawidzi on zdaniem kolegów i koleżanek inteligentnych ludzi. A pracuję w agencji reklamowej. Jestem odludkiem. Po prostu, stronię od ludzi.

Piszę wiersze, co mi pomaga. Jestem romantyczką. Uwielbiam patrzeć w nocne, rozgwieżdżone Niebo. I w Księżyc. Piszę poezję. Nie mam narzeczonego.

Werów leży na Południu Kraju. Otoczony jest wspaniałymi wzgórzami pełnymi strumieni i wąwozów. Jestem jednak Dzieckiem Nocy. Mój pierwszy sen z dzieciństwa to obraz milionów Księżyców i mnóstwo rowerów naokoło nich. Uwielbiam słuchać relaksującej muzyki. To podobno podnosi poziom serotoniny. Jednak z cukru i soli zrezygnowałam całkowicie.

Podobam się mężczyznom. Mam piwne oczy po odległych przodkach i kasztanowe włosy, które pod Słońce wydają się być czerwone. Jako dziewczynka cierpiałam na zaburzenia odżywiania. Kiedy mam dobry okres tyję, kiedy przeżywam lęki i łapie doły – chudnę. W każdej pracy podpadałam szefom. Dążę do tego jednak, by być w pełni niezależną kobietą.

Ukochany Werów to wioska na szczycie której stoi Dworek. Parter jest murowany, strych jest drewniany. Został wzniesiony przed Potopem Szwedzkim, przez moją Przodkinię, Ariankę, Adelajdę Pent. Adelajda była kobietą – samoukiem. Byłą astronomem, zajmowała się astrologią też jak i ziołolecznictwem. Korespondowała z najtęższymi głowami zachodniej Europy. Zniknęła w tajemniczych okolicznościach, zostawiając Męża i dwójkę dzieci.

Dworek był już wielokrotnie remontowany. Rodzice i Brat zza Wielkiej Wody przysyłali mnóstwo pieniędzy na jego remont, akurat kiedy Ja byłam w Wielkim Mieście. Dworkiem opiekuje się Pani Czyściocha, która uwielbia gotować, sprzatać, prać oraz kocha jak Ja koty i psy. Dworek wielokrotnie przewijał się w moich snach, na strychu jest Galeria Przodków. Boję się tych portretów, łypią na mnie oczami. W dzieciństwie często uciekałam do piwnicy, by przeżyć lato. Zaczęłąm nawet pisać "Pamiętnik ze świata ciemności". Bo upały mnie dobijały. A rok 2000 był wybitnie upalny.

Nad Krajem Lessów ścierają się dwa klimaty: podzwrotnikowy, i polarny. Klimat mamy iście szalony. Przepowiadacze Pogody ukuli nawet termin: żyjemy w Kraju o umiarkowanym klimacie i o nieumiarkowanych wahaniach. Nie trzeba wyjeżdżać za Granicę, by poczuć się jak na Południu Europy. Zresztą boję się latania samolotami. Wszędzie przemieszczam się swoim seicentem, albo busami lub autobusami.

A teraz kilka słów o Adelajdzie Pent. Jak wspomniałam, była Arianką, przez co stała nieco z boku swojej Rodziny. W annałach dworku odkryłam, że zbudowała lunetę wcześniej niż Galileusz. Była samoukiem. Reszta jej familii była kalwińska. Z jej pamiętników pozostały strzępki. Pisała po polsku i po łacinie. Dwa lata lektoratu łaciny na filologii polskiej pozwolił mi na odczytanie tych urwanych informacji. Kiedy nadeszła Kontreformacja, Adelajda ze szczytu Pagórka obserwowała z oddali płonące dworki innowierczej szlachty. Prawdopodobnie uciekła na koniu na Południe, nie zostawiając żadnego śladu.

Kraj Lessów to kraina mlekiem i miodem płynąca. Pełno jest gorących, cudownych źródełek. Pełno jest dzikiej przyrody. Kiedyś zachęcałam okolicznych Rolników, których pracę niezwykle szanuję, do agroturystyki. Niektórzy posłuchali mej rady. Sama sobie organizuję ten wypoczynek.

Panicznie boję się pająków i innych owadów. Jednak dworek był od nich zupełnie czysty. Po przyjeździe od razu zabrałam się za przemeblowanie parteru i gruntowne porządki, a Pani Czyściosze dałam wolne.

Biorę garściami Afobam. Palę papierosy . W weekendy piję sherry. Swoim zachowaniem i histeriami spowodowałam, że wszyscy ode mnie uciekają.  Mam dwa miesiące, by uporządkować swoje życie. W dzień śpię, żyję w nocy. W dzień szczelnie zasłaniam żaluzje. Musiałam przerwać psychoanalizę bez kozetki.

Żyję od świtu do zmierzchu, od zmierzchu do świtu. W dodatku niedawno zmącił mój spokój fakt, że odkryłam dzięki Internetowi swoje żydowskie pochodzenie. Więc jestem Lessanką i Żydówką. Zresztą od dziecka byłam inna. Co wmawiali mi wszyscy naokoło. Byłam kozłem ofiarnym. Nienawidzę dużych miast. Nienawidzę Wichrowego Miasta ani Miasta Wapieni. Lato spędzam w piwnicy, przynajmniej dnie, byle jakoś funkcjonować. Kiedyś byłam histeryczką, teraz wszyscy dali mi spokój. Nie mam żadnych powierników w realu, tylko same znajomości internetowe.

Przeszłam ustawienia systemowe. Widzę i czuję więcej. Ludzie ode mnie uciekali często, bo czytam z nieświadomości zbiorowej. Kocham jak moja przodkini astrologię, astromancję i wszystko co niezwykle. Parny rok 2000 to rok nadziei. A mam mocnego Anioła Stróża. Ma na imie Marek. Często widzę eklipsę Słońca i księżyca.

Pewne zmiany.

Od Poniedziałku, 16 - go marca 2019 roku, fragmenty Wielkiego Oczekiwania będą się ukazywać regularnie, w odcinkach. Trzymajcie kciuki za Danielę Werowską i jej przeżycia.

Piątki we Dworku na Wzgórzu.

Piątek był dla Danieli dniem sprzątania. Dawała wtedy wolne Pani Porządnickiej. Łyknęła z samego rana swoje tabletki szczęścia, dwa magnezy, napiła się łyka swej ulubionej kawy bezkofeinowej - i wyruszyła na obchód Werowa. Spotykała samych sąsiadów. Był mglisty i deszczowy lipiec dwutysięcznego roku. Takie lato - było dla niej bardzo przyjemne. W sklepie zakupiła lokalne gazety -  i po powrocie spojrzała na ścienny zegar. Nie było jej aż 65 minut! Po powrocie zabrała się za to co kochała najbardziej - sprzątanie Dworku. Strych jednak pozostawiła swojemu losowi. Miała tam notatki ze studiów, stare podręczniki, a także - pamiętniki. Myła i wietrzyła dworek z zapałem. Po sprzątaniu zażywała kąpieli w olejkach eterycznych, sprowadzanych zza Wielkiej Wody. Przeziębienia się jej nie imały. Bardzo bliscy byli jej Staro - Chrześcijanie. Uwielbiała oglądać amerykańskie "Quo Vadis" z 1953 roku. Akurat kręcono lokalne, wapieńskie. Po relaksacyjnej kąpieli - wrzuciła kasetę do magnetowidu i zaczęła oglądać ten wspaniały film. Ulubioną aktorką Danieli była Deborah Kerr - przypominała jej Adelajdę Pent. Dniem odpoczynku Danieli była zaś sobota.

Czwartki we Dworku na Wzgórzu.

Daniela przebudziła się po świadomych snach o szóstej. Zażyła tabletki  - i - zeszła na dół wyrzucić śmieci. Tę noc spędziła na strychu, pośród rozmaitych bibelotów. Zaparzyła bezkofeinowej kawy. Włączyła komputer i zapisała swoje sny. Tym razem śnił się jej jakiś Wielki Teatr. Wyjęła ceglastą komórkę. Dzwonił przyjaciel zza Wielkiej Wody. Czwartek wakacyjny był dniem lektury. Seicento odpoczywało. Piątki zaś na wzgórzu były dniem sprzątania. Kochała to robić ! Pisała z pasją swoje pamiętniki. Chciała coś po sobie pozostawić. Potwornie bała się pająków, ale te omijały Dworek na Wzgórzu z daleka. Pani Porządnicka dostała wolne. Wszędzie towarzyszył jej Anioł Stróż. Miała uważać na czerwone. "Dom bez książek to jak dom bez duszy". Żadnej już nie planowała ani sprzedawać, ani oddawać. Marzyła jej się wyprawa do ciepłych krajów, ale tu - w Krainie Wąwozów można było poczuć się jak na południu Europy. Najdalej była na Słowacji, w 1998 roku. Była lokalną patriotką. Zegary w salonie tykały i tykały. Obrazy przodków łypały wciąż na siebie. Czasem się zapominała i zapadała w krótkie drzemki. Tak ! Uwielbiała oddawać się lekturze. I kochała też dokarmiać bezpańskie psy i koty, których w okolicy nie brakowało. Kochała to werowskie, deszczowe lato. Sprawdzała zawsze zakrzywienia czasoprzestrzeni. A były one na jej korzyść. Kiedyś marzyła o studiach astronomicznych i o fizyce jądrowej, jednak wybrała języki obce. Czwartki były dniem lektury, piątki zaś - sprzątania.

Środy we Dworku na Wzgórzu.

Daniela zerwała się o piątej nad ranem, zażyła tabletki szczęścia i wybrała się z listą zakupów do pobliskiego sklepu. Ceglasta komórka została w domu. We środy przynosiła do Dworku świeży chleb, mleko i kawę bezkofeinową - swoją ulubioną. Psychoterapię przerwała. Aaron jednak zastrzegł sobie prawo do wysłania listu, jeśli nasza Młoda Dama przerwie psychoanalizę. Spotykała po drodze samych sąsiadów. Patrzyła zawsze na nekrologi. Dwie Duszyczki ubyły tej nocy. Pomodli się za nie w Domu. Danieli wszędzie towarzyszył jej Anioł Stróż. Nazwała go jak Ewangelistę - Marek. Miała trzydzieści lat i całe życie przed sobą. Uważnie spisywała i publikowała w swoim dużym komputerze sny - a we śnie przychodzili do niej zawsze Zmarli z Rodziny. Środy były dniem wolnym. I dniem pisania wierszy oraz pamiętników. Danieli udał się ten:
Ten sen się powtarza i powtarza.
Mijają nocne - upiorne godziny.
A Święty rusza się na obrazku i wywija oczami jak szalony.
I krzyczy, krzyczy wprost do mnie !
Że będzie walczyć na śmierć i życie.
A ja biorę do ręki Krucyfix i też krzyczę.
I egzorcyzmuję Go, aby już nie straszył.
Takie to dziwne sny mam.
Często mnie nawiedzają. 
Z upiorami odważnie w nich walczę.
Czy tylko te sny mnie odwiedzają?

Rodzina Danieli była bardzo mieszana religijnie. Mama Iga - była katoliczką. Tata - Stanely Werowsky - był kalwinistą. Brat - też psychoanalityk zza Wielkiej Wody - był osobą poszukującą. Bo w swej pracy psychologiczno - pedagogicznej zderzał się z rzeczami, na które mógł być nie przygotowany. Rodzina w rozsypce. Ale tu - w Werowie - Daniela w swym dworku na wzgórzu, czuła się jak ryba w wodzie. Kochała lato deszczowe i mgliste. W Mieście Wapieni pozostawiła bliższą i dalszą Rodzinę.  Środa była dla niej czasem refleksji.

Piątki w Dworku Na Wzgórzu.

Daniela przebudziła się tuż przed północą. Wypiła słabą, sypaną kawę i zabrała się do lektury pamiętników Adelajdy Pent - swej pra - pra - przodkini, która korespondowała z Galileuszem. W każdy piątek dawała wolne Pani Porządnickiej. Dla niej dniem wolnym była sobota. Pani Porządnicka dawała wskazówki Danieli: sprzątaj wolno słońce moje. Na wyniki badań Daniela musiała czekać jeszcze dwa miesiące. Lipiec dwutysięcznego roku był bardzo deszczowy w Krainie Wąwozów. Daniela uwielbiała sprzątać. Było zawsze tak czysto, że żaden pajączek nie śmiał wejść z łąki na teren dworku. Daniela zawsze sprawdzała pogodę dla swojej gminy. W piątki też jeździła na psychoterapię do Aarona. Jednak tego piątku sesję odwołała. I tak mijały dnie i noce, noce i dnie w Dworku na Wzgórzu. Obrazy przodków łypały na siebie. A ulubioną bajką Danieli - polecaną także dla dorosłych był "Hrabia Kaczula". Niewydarzony wąpierz, który zamiast krwi uwielbiał ketchup. Daniela uwielbiała swoje małe, nowiusieńkie Seicento. Kiedy miała zły dzień - odpalała go i wędrowała po Krainie Wąwozów. Ale Piątek był jej. Był jej dniem. Pisała, dużo pisała i dużo czytała. Herbaty w jej dworku nie mogło zabraknąć - podobnie kawy sypanej - jej ulubionej, którą kupowała w sklepie za rogiem. Jej ulubioną postacią była Królowa Wiktoria. A także - Diana. Oglądała jej pogrzeb w 1997 roku, we wrześniu, na czarno - białym telewizorze swej Babci Igi.Daniela wierzyła w reinkarnację. Ubóstwiała koty, nie lubiła psów, poza wilczurami, których w Werowie było multum.

Dolina Nowej Rzeki.

Domek w Dolinie Nowej Rzeki należał do klanu Werowskich od niepamiętnych lat. To tutaj Adelajda Pent dokonywała swych obserwacji astronomicznych. To tutaj Joachim Ferrum próbował zamienić rtęć w złoto. Ulubionym teledyskiem Danieli Werowskiej był wideoklip Tasmin Archer "Sleeping Satellite". Mogła go w nieskończoność słuchać. Kiedy go oglądała na starym, wysłużonym magnetowidzie (a mamy rok dwutysięczny), wracała chwilami do ukochanej swej epoki - średniowiecza. Nastrajał ją optymistycznie, do działania i do spania również też. Daniela kochała patrzeć w piękno gwiaździstego Nieba, podobnie jak jej przodkowie. To doliną Nowej Rzeki podróżowali Rzymianie po bursztyn nad Morze Północne, to tutaj Zielarka - Farmaceutka zbierała zioła w czasie Pełni Miesiączka, to tutaj Daniela w chwilach załamań nerwowych uciekała. Dom był pusty, czekał na urządzenie. Był to niegdyś domek letniskowy Werowskich. Żadne insekty się go nie imały. Daniela po powrocie ze sklepów - a była rannym ptaszkiem - wypijała łyk kawy bezkofeinowej, brała lekarstwa i wędrowała do domku w Dolinie. Te łąki same pisały swe historie. Domek był murowany, ceglasty. Ale miał poddasze murowane. W chwilach dzieciństwa Daniela wraz z kolegami i koleżankami z sąsiedztwa - bawiła się pierwszy raz w butelkę. I w czasie Sobótek poznała smak pędzonego bimbru przez sąsiadów. Sobótki były wspaniałym świętem. Obchodzono je co roku w Wielki Piątek. Miały swoją magię, gdy przez zapalone opony gawiedź skakała przez ogniska.

Wielkie Oczekiwanie - Ciąg dalszy. Daniela wspomina Aarona - swego psychoanalityka.

Aaron miał 55 lat. Starannie ukrywał przed Danielą swój stan cywilny. Ale mógłby być bratem Danieli, który za Wielką Wodą też był psychoanalitykiem. Daniela nie mogła go rozgryźć. Terapia trwała 60 sesji, każda po 60 minut. Danielę przytłaczały sesje , w czasie których była cisza. Boi się Pani ciszy, Pani Danielo - rzekł któregoś wieczoru. Najlepiej udawały się sesje, które były umawiane umyślnie przez Aarona po zachodzie słońca. Koleżanka Danieli - uważała, że sesje są niepotrzebne, że Aaron zakochał się w Danieli. Daniela jednak chciała pokazać, że jest silna. Złościła się w fotelu, czasem płakała. Ale często patrzyła na zegar ścienny, umieszczony tuż za głową Terapeuty.
- Pani Danielo, odnoszę wrażenie, że mnie Pani nie lubi. Ale każda sesja jest dla mnie z Panią przyjemna.
- Panie Aaronie, ale ponoć terapia ma nie być przyjemna.
Daniela unikała wątków miłosnych.
Bała się ich. Miała 30 lat - i całe życie przed sobą.
W końcu Aaron spojrzał na zegar tuż za głową Danieli i odrzekł: to tyle na dzisiaj.
Otworzyli swoje kalendarze.
 - Czy pasuje Pani termin 30 czerwca, godzina dwudziesta?
- Tak, Panie Aaron, pasuje.
Daniela zostawiła pieniądze, uścisnęli sobie dłonie i delikatnie opuściła gabinet.
Wsiadła do swojego seicenta i odjechała w stronę Werowa.

Dobra wiadomość dla Czytelników Danieli ;-) .

  źródło zdjęcia:-> Redro.PL   Czas biegnie nieubłaganie. Pisanie od roku 2000 "Wielkiego Oczekiwania" powoli dobiega końca. W...