Daniela - ranny ptaszek. Mamy piękne lato dwutysięcznego roku. Nasza główna bohaterka porzuciła pracę w korporacji w Wielkim Mieście - i do swojego niebieskiego seicenta zapakowała wszystko co niezbędne, do przetrwania dwóch letnich miesięcy w gnieździe rodzinnym. A więc - tomiki wierszy miejscowych poetów, Kocura czarnego jak smoła, pamiętniki, kalendarze i notesy. Ceglastą komórkę, komputer (nieco archaiczny), oraz zapas kaw bezkofeinowych , lekarstwa, mnóstwo ziół , podręczników do nauki języków obcych (uczyła się zawzięcie angielskiego i hebrajskiego, rosyjski miała opanowany, łacinę i podstawy greki też, niemiecki jej nie interesował). Zapakowała też podręczniki licealne i te ze szkoły podstawowej, notesy z adresami telefonów, podręczne notatki, lornetkę marki Celestron i małą lunetę. Pracę porzuciła w końcu czerwca. Dwa letnie miesiące miały dać jej szansę na wytchnienie i pozbieranie się. "Wziąć się w garść i coś zrobić z własnym życiem". W Werowie czekała na nią Pani Porządnicka, znajda Kajtek - kundelek. I mnóstwo znajomych i nieznajomych. Daniela w korporacji pracowała pięć lat. Była w niej jak ogień. Szefowie - tym często podpadała. Smukła szatynka o piwnych oczach, chudnąca z nerwów i jedząca jak ptaszek. Porzuciła "terapię bez kozetki" - 100 sesji . U tajemniczego Aarona. Podjęła decyzję o wyjeździe po jednej przespanej nocy. Uwielbiała spać, ale zawsze były to sny niespokojne. Zamierzała uprawiać ogródek, zająć się remontem Dworku Na Wzgórzu. Zbliżała się pierwsza letnia Pełnia Księżyca. Daniela szybko wywnioskowała, że była wszędzie - gdzie się dało - "kozłem ofiarnym". W pracy się spalała, ale nic w zamian nie otrzymywała. Szefowie zaś szybko się zmieniali - i - każdemu w czymś podpadała. Smukła i delikatna - wykorzystywano jej naiwność. Ale z naiwnością swoją uczyła się walczyć. Pamiętała słowa Aarona, terapeuty: "Pani Danielo, każdy ma prawo popełniać błędy. Dlaczego Pani daje się wykorzystywać, - i nie szuka nowej pracy?" . Danielę zamurowało. Tak, była kozłem ofiarnym. Po zawieszeniu terapii postanowiła zatelefonować do wszystkich znajomych i po całej rodzinie. Dwa miesiące na urlopie bezpłatnym. Opłaci się. Będzie miała pracę ręczną w ogródku w rodzinnej miejscowości, czas do namysłu u refleksji. Praca w korporacji, gdzie świetnie posługiwała się językiem rosyjskim na co dzień - wypaliła ją doszczętnie. Musiała jednak uważać na wszystkich. Gdy była w terapii, była nieco odważniejsza. I była czasem mieszanką wybuchową. Marzyła o spokojniejszej pracy - gdzieś w wiejskiej szkole, w wiejskiej bibliotece. Codziennie szlifowała język rosyjski - wszak uczyła się go cztery lata w szkole podstawowej, cztery lata w liceum. I zdawała z niego egzamin dojrzałości. Pod koniec czerwca 2000 roku złożyła wypowiedzenie. Dość ! Mam dość ! I podjęła życiową decyzję - opuszcza Wielkie Miasto, udaje się do Werowa, by nabrać sił do życia. Wypaliła się, jak spadająca gwiazda, którą zaobserwowała z czwartego piętra balkonu swego wielkomiejskiego mieszkania.
c.d.n.